Po 2 tygodniach krótkich wakacji wróciliśmy do Polski. Dużo czasy spędzaliśmy w rozjazdach. Albo mecz albo trening albo moja praca magisterska. Mieliśmy dla siebie mniej czasu, lecz jakoś się tym nie przejmowaliśmy. Jak co 3 tygodnie miałam wizytę u lekarza, na którą chodziliśmy razem. Z każdą wizytą nasze dziecko było coraz silniejsze i dawało sygnały, że już za niedługo możemy się go spodziewać na świecie. Powoli zbliżał się najważniejszy mecz sezonu. Mecz, który ma zdecydować o to czy zagramy o Mistrza Polski czy o brązowy medal. Po porannym treningu kiedy skończyłam papierkową robotę a Facu był gotowy do wyjścia pojechaliśmy do centrum handlowego w celu zrobienia wyprawki dla Matt'a.
- To może to? - mój mąż przyniósł wielkiego misia.
- Chcesz to zabierz - powiedziałam dość obojętnie.
- Coś się stało? - zapytał troskliwie.
- Boję się, że będą jakieś komplikacje, to już za 2 miesiące - wyznałam.
- Będzie dobrze skarbie. Jestem tu - powiedział, objął mnie w pasie i ruszyliśmy na dział odzieżowy gdzie wybraliśmy ubranka dla małego.
- To już wszystko? - zapytała kasjerka.
- Tak - uśmiechnęłam się.
- Należy się 1198,25 zł - podała nam kwotę do zapłaty.
- Proszę, zbliżeniowo - podał kartę kredytową Facundo.
- Dziękuję i zapraszam ponownie! - powiedziała a my opuściliśmy sklep.
- Widziałeś jak się na ciebie gapiła? - powiedziałam dość poważnie, po czym jednak wybuchłam śmiechem.
- Oj skarbie, widzę, że humor się udziela. Może gofry? - zaśmiał się.
- Wolałabym coś bardziej pożywnego - powiedziałam zastanawiając się.
- Niech zgadnę.. 2 piętro po lewej, Pizza? - zapytał pewnie.
- Dokładnie. - chwyciłam go za rękę i ruszyliśmy w kierunku pizzerii. Zamówiliśmy nasze ulubione danie. Gdy kelnerka przyniosła posiłek, szybko go pochłonęliśmy.
- Widzę, że byłaś naprawdę głodna - zaśmiał się.
- Tak samo jak Ty - puściłam mu lotnego całusa. Zapłaciliśmy za dania po czym opuściliśmy galerię i ruszyliśmy do domu.
Około 13:15 zaczęliśmy zbierać się na halę. Ubrałam meczową koszulkę z napisem Facundo a Matylda z moją mamą koszulkę Karola. Będąc na hali pożegnaliśmy się z Facu. On udał się do szatni a my na sektor VIP, gdzie czekała na nas Ola wraz ze swoją córką.
- Witaj kochana! - krzyknęłam do przyjaciółki.
- Hej, siadajcie - pokazała miejsce obok.
- Jest śliczna, ma twoje oczy! - powiedziałam.
- Większość osób tak mówi, lecz Karol dalej broni swojego zdania. - zaśmiała się. Po kilku minutach na sektorze zjawiła się także dziewczyna Uriarte - Antonella oraz mama małego Nathana - Vastasana.
*Facu*
Coraz więcej kibiców zbierało się na hali. Po rozgrzaniu wszystkich partii ciała wraz z Nico przystąpiłem do odbić. Następnie przyszedł czas na atak i zagrywkę. O 14:45 sędzia zagwizdał początek meczu. Był to najważniejszy mecz w sezonie. Staraliśmy się przystąpić do niego z jak największym luzem, lecz jednak nie udało nam się to. Stres był bardzo widoczny. Starałem się robić wszystko jak najlepiej. Goście już na samym początku zapowiedzieli walkę do samego końca.O tym czy zagramy w finale czy nie dzielił nas jeden set. Jeden jedyny set. Niestety kilka błędów naszego zespołu zdecydowały o przegranym secie. Tym secie. Gdy tylko zeszliśmy z boiska w naszych głowach odgrywały różne scenariusze. Kibice nie ukrywali łez. Połowa z nich nawet wyszła i nie wróciła, jednak najwierniejsi i najważniejsi zostali. Później grało się już na totalnym luzie, bo nie mieliśmy nic do stracenia. Wszystko co mogliśmy stracić straciliśmy już na samym początku. Najlepszym zawodnikiem spotkania został Nico Mareachal. Po kilku minutach od zakończenia meczu podszedłem do Julki i przytuliłem ją najmocniej na świecie. Nie ukrywałem smutku oraz pojedynczych łez, które spłynęły po moich policzkach. Wróciłem do szatni po drodze podpisując kilka koszulek, zdjęć oraz kartek. Wziąłem prysznic po czym pożegnałem się z chłopakami, wyszedłem z szatni i udałem się do samochodu. Po 15 minutowej jeźdźcie wychodziliśmy już po schodach do domu. Julka odwiesiła swoją i Matyldy kurtkę po czym dołączyła do mnie w kuchni.
Razem przygotowaliśmy kolację dla całej naszej rodziny. Po spożyciu makaronu ze szpinakiem każdy udał się do swoich pokojów aby poczytać książkę lub porobić coś innego, a ja jak co dzień wraz z Matyldą odrabiałem angielski.
- Kochanie! - zawołała Julka
- Tak? Coś się stało? - zapytałem dość nie pewnie.
- Nie, po prostu jak skończysz odrabiać lekcje z Matyldą chciałam byśmy poszli na spacer. Tak wiem, ze jest późno ale.. Proszę - zrobiła oczy kota.
- Dla Ciebie wszystko. Tylko więcej mnie strasz. Myślałem, ze coś się stało. - przytuliłem ją.
Około 21 wyszliśmy z domu. Spacerowaliśmy ulicami Bełchatowa trzymając się za ręce.
- Julka.. - zacząłem.
- Tak? Coś się stało?
- Musimy pogadać. Wiesz, za 3 miesiące a nawet za 2 rozpoczyna się zgrupowanie? - zapytałem niepewnie
- Tak wiem - odpowiedziała.
- Pojedziesz ze mną, Matyldą i Matt'em do Argentyny?
- A chciałbyś?
- Bardzo. Codziennie byśmy się widywali, tym bardziej, ze zgrupowanie jest w Buenos Aires. - uśmiechnąłem się.
- Oczywiście, załatw bilety i polecimy. - przytuliła się do mnie. - Wracajmy już, zimno się robi.
Po kilku minutach ponownie byliśmy w domu. Wziąłem szybką kąpiel po czym zasnęliśmy razem z Julką. obudziłem się nad ranem słysząc krzyki pobiegłem do łazienki
- Facu!! Facu!! Pomocy!! - krzyczała Julka.
- Co się dzieje?! - spojrzałem na nią.
- Zaczęło się.. - mówiła bez sił.
- Przecież to dopiero za 2 miesiące! - krzyczałem pakując torbę. Po chwili byliśmy już w kierunku szpitala. Szybko weszliśmy do budynku gdzie została udzielona Julce pomoc medyczna.
- Pan zaczęła tutaj - rozkazał mi lekarz. Przez ponad 2 godziny chodziłem w kółko pod salą porodową. Gdy lekarz wyszedł od razu do niego podszedłem.
- I co?
- Zdrowy, silny chłopczyk, ale na kilka dni musi zostać w szpitalu. Jest to wcześniak - uśmiechnął się.
- Mogę ich zobaczyć? - zapytałem
- Tak, sala numer 7 - odszedł.
Szybkim krokiem udałem się pod salę, w której miała znaleźć się Julka i Matt.
- Chodź, śmiało! - powiedziała Julka gdy tylko mnie zobaczyła. Wszedłem do środka gdzie zobaczyłem swojego potomka.
- Jest śliczny i taki malutki - pocałowałem moja żonę w czoło.
- Jak chcesz to weź go na ręce i zajmij się nim. Ja muszę odpocząć jestem strasznie zmęczona.. - powiedziała zrezygnowana.
- Kocham Cię - złączyłem nasze usta.
- Ja Ciebie też.
- Odpocznij, ja zajmę się małym.
- Panie Conte - obudziła mnie pielęgniarka.
- Tak? Przepraszam, nie wiedziałem kiedy zasnąłem.
- Nic się nie stało. - uśmiechnęła się. Około 13 Julka obudziła się.
- O hej, jak tam? - zapytała
- Wszystko dobrze - uśmiechnąłem się.
- Mam prośbę, przywieziesz mi z mojego pudła czarny zeszyt A4?
- Tak, wrócę tutaj za godzinę dobrze?
- Dobrze - uśmiechnęła się.
- Mam prośbę, przywieziesz mi z mojego pudła czarny zeszyt A4?
- Tak, wrócę tutaj za godzinę dobrze?
- Dobrze - uśmiechnęła się.
*Julka*
Zgodnie z prośbą po godzinie Facu przywiózł mój pamiętnik.
"Tak, wiem. Poprzedni wpis miał być ostatnim, ale jednak nie był. Dziś urodził się nasz synek. Matt Junior Conte. Jestem szczęśliwa. Jestem spełniona"
----------------------
To tyle na dziś. Nie wiem co napisać.. może po prostu.. Za 2 rozdziały koniec opowieści, lecz już coś dla Was przygotowałam! Dzięki, że tu jesteście! :)
Do soboty, Natka.
P.S
Zostaw komentarz..
Wooooow! Nie spodziewałam się tego, że ona już urodzi! Ale świetnie, że wszystko dobrze się skończyło!
OdpowiedzUsuńWeź mi nie przypominaj! Ryczałam jak dziecko na tym meczu :c A jeszcze był to mój pierwszy mecz w Bełku :c
Szkoda, że za 2 rozdziały to już koniec;c
Czekam na następny!
Buziol <3
O matko ponad 1000 zł na ubranka dla dziecka :D Ten mecz... :( Myślę, że ten poród to nie tylko niespodzianka dla bohaterów ale zarówno dla Twoich czytelników! Witaj na świecie, Matt.❤
OdpowiedzUsuń:)
OdpowiedzUsuńJakie kochane. <3 Buziaki. Czekam na następne. ;*
OdpowiedzUsuńJeju urodził się!^^ 😍
OdpowiedzUsuńSuper, długo na to czekałam 😃
Mega się cieszę ze razem poleca do Argentyny i będą tam całą rodziną 😃
Strasznie mi smutno, ze to już końcówka :(
Czekam na następny i buziaki :*